poniedziałek, 24 grudnia 2012
niedziela, 23 grudnia 2012
Trwanie w rozłące
Już jesteśmy po końcu świata, a wciąż w adwencie.
Warto pamiętać, że Pan nie nadszedł, a przyjdzie jak złodziej w nocy...
Czekajmy i trwajmy ...
Znalazłem na wrzucie znakomitą listę piosenek do odtwarzania przez wiele godzin. Pierwsza część zawiera piosenki wykonywane od Alibabek do Heleny Majdaniec, druga część od zespołu No To Co aż po Mirę Zimińską. Obie listy zawierają kilkaset piosenek nieraz bardzo dalekich klimatem od Alibabek, Heleny Majdaniec, No To Co czy Miry Zimińskiej.
http://elementarz12.wrzuta.pl/playlista/1FPLBqiP67U/alibabki_-_majdaniec
http://elementarz12.wrzuta.pl/playlista/9Sa5KlI6i3o/n-z_pol
Zapadłem w klimat piosenek przełomu lat 50 i 60 - lat z których się wywodzę, bo takie piosenki tam przeważają.
Byłem śpiewającym dzieckiem i łapię się co trochę na tym, ze wiele z tych piosenek nie tylko znam, ja je śpiewałem ze słuchu. Bo wtedy nie było skąd wziąć tekstów, zapisywało się je słuchając radia. Telewizji praktycznie nie było.
Takim kultowym przebojem dla mnie w tamtych latach była piosenka Krystyny Konarskiej "Doliny w kwiatach. " Znałem ją na pamięć, bardzo ceniłem i prawie płakałem śpiewając o tej smutnej rozłące między kochającymi się ludźmi.
http://w813.wrzuta.pl/audio/69Alt3y3L3O/krystyna_konarska_-_doliny_w_kwiatach
Doliny w kwiatach to był wielki przebój roku 1966.
Tęskniłem wówczas za ojcem, który od lat był daleko, coraz dalej. Nie rozumiałem wtedy dlaczego tak było, bardzo mnie to bolało. I teraz gdy słuchałem tej piosenki przypomniałem sobie. To wtedy zakodowałem sobie rozstania z bliskimi jako coś bolesnego a spotkania po długim czasie uznałem za cudne chwile pełne szczęścia. Bez płaczów nocnych, jakie słyszałem wtedy z sypialni mamy, zanim tata ponownie wyjechał. Bez posępnych min i nastrojów, jakby ktoś umarł, gdy tata dopiero co wyjechał.
Kilka lat później, gdy dojrzewałem, wprowadziłem sobie kolejny kod na życie.
Ponieważ życie artystyczne było dla mnie niemal oczywiste wówczas, jako sposób życia dla mnie, postanowiłem pokochać "wybitną artystkę" która musiałaby jeździć po świecie za sławą. Ja miałem na nią nieustannie czekać jak Penelopa i jej powrót przekształcać w wielkie domowe i rodzinne święto. Role artystki miała pełnić Zdzisława Sośnicka, Urszula Sipińska lub inna podobna, utalentowana piękna i sławna pani. Ciekawe, ze odwróciły mi się wtedy role, przecież to ja miałem i chciałem być "wybitnym artystą". Może chciałem udowodnić KOBIETOM, że można czekać na ukochanego i gdy wróci, nie robić mu awantur i nie płakać bez sensu?
Mijały lata.
Ożeniłem się z wielką artystką życia. Tak wielką, że z początku tego nie było widać.
Ja nie byłem ani artystą życia, ani nie zostałem wybitnym artystą estradowym. Myślę, że udało mi się nieoczekiwanie zostać artystą w pracy zawodowej i to bynajmniej nie jest ponury żart.
Oczywiście nie przestałem lubić się bawić i może właśnie dlatego praca mnie lubiła a ja lubiłem swoje kolejne prace.
Nadszedł jednak dość szybko czas sprawdzianu naszej odporności na rozłąki.
Pierwszy raz to było w połowie lat 80tych, gdy w domu darły się bliźniaki, a ja dostałem piękne zaproszenie do kończenia pracy doktorskiej w oddalonym o 600 km Szczecinie.
To była trudna decyzja, jednak nie wahałem się by ją podjąć.
Pozostałem z żoną i dzieciakami. Doktoratu nie zrobiłem potem już nigdy.
Jednak bieda aż zapiszczała, gdy urodził się trzeci synek, a rodzina zawisła na mojej jednej, instytutowej pensji. Wtedy podjąłem dalszą decyzję, bardzo ważką. Koniec z pracą w grajdole gdzie mieszkałem. Wychodzę w świat, za to przyniosę przychody kilka razy większe, niż dotychczas.
Żona, jak zwykle, miała obawy, jednak, jej bezzasadne obawy nie były ważne, wobec braku kasy na opłacenie czynszu i perspektywy przejścia na zasiłki z opieki społecznej.
Po kilku miesiącach tej pracy kupiliśmy samochód. Z pensji. Nowy. Mimo, że żona nadal nie pracowała.
Coraz częściej jednak bylem w domu coraz krócej i wracałem nieraz tylko na weekendy.
I wtedy poczułem to, co się stało. Żonie się znudziło to rozstawanie i zaczęła reagować na moje powroty jak kiedyś moja mama, płaczem i złością.
Próbowałem to jakoś ratować. Nie udało się. Szczęśliwe małżeństwo, a w ślad za nim szczęśliwa rodzina odeszły w przeszłość.
Nie wiedziałem jak się ratować. Kody, jakie wspomniałem wcześniej pracowały wskazując mi, że jestem krzywdzony i oszukany. Zdradzony.
Zacząłem czuć się lepiej poza domem niż w ukochanym moim domu.
Znalazłem sobie towarzystwo.
Nauczyłem się spędzać czas w zupełnie inny sposób niż dawniej.
Odbijałem od kobiety, która była nieszczęśliwa i wściekła na mój widok.
Od tej, która zionęła nienawiścią i syczała: kiedy wreszcie będzie poniedziałek i się wyniesiesz ...
Trwałem mimo wszystko przy rodzinie.
Aż przyszedł czas, gdy fala złości zaczęła się przelewać. Zaatakowano mnie propozycjami rozwodu, sprzedania domu, podzielenia dzieci. Jedną z najświętszych rzeczy w moim życiu było małżeństwo i sakrament małżeństwa. To zaczęło być niemiłosiernie deptane.
Trwałem.
Nigdy nie wyrażałem zgody na rozwód.
Az do pewnego momentu.
Gdy straciłem wiarę. Wiarę, że to, co ratuję w ogóle jeszcze istnieje.
Powiedziałem, że nie będę bronił jej rozwodu, jeśli go będzie potrzebowała i chciała.
Nagle zniknęły wszystkie złości, eskalacje żądań, awantury.
Jak ręką odjął. Przestała mieć żądania.
Kilka dni później żona została zwolniona z pracy i od tej pory więcej nie pracowała.
Zajęła się domem.
Robi to bardzo dobrze, przejęła wiele moich dawniejszych obowiązków.
Podziwiam ją z daleka, z dystansem. Wiem, że nie mogę pochwalić, bo uzna to za podejrzane.
Coraz bardziej ją lubię. Jednak wiem, że nie mogę jej tego powiedzieć, bo awantury wrócą. Od tamtych czasów awantur minęło już 7 lat. Trwamy obok siebie, choć nie ze sobą, tak jak zapisano w pewnym programie odkrytym przeze mnie, u mojej przyszłej żony, już w latach 70tych. Ona nie chciała nigdy być blisko, wolała dystans. Coś tam sobie budowała w ten sposób. Co? Nie wiem, może jakąś iluzję? Jednak zostawiam to jej, to nie jest moja sprawa.
Trwamy.
Ktoś poznany jakiś czas temu, przed kim odsłoniłem się nieco bardziej, powiedział na mój widok: Chłopie, ty jesteś jednym wielkim smutkiem ....
Już się nie znamy.
Nikt nie chce znać smutnych ludzi.
Może tylko Bóg. A może i nie ...
poniedziałek, 12 listopada 2012
Chcę
Zauważyłem, że ludzie mają dużą trudność w uznawaniu odpowiedzialności za swoje decyzje i działania. Zwykle szuka się współodpowiedzialnych lub całkowicie odpowiedzialnych za to. Tymczasem, pomijając patologiczne sytuacje zniewolenia, zawsze my odpowiadamy za swoje decyzje i działania, a także, oczywiście za ich bezpośrednie skutki.
Zanim o czymś zdecyduję, coś zrobię, zadaję sobie pytanie, czy mogę to zrobić, czy jestem w stanie. Trzeba sobie zadać koniecznie jeszcze jedno pytanie, czy ja chcę tego o czym decyduję i co robię. Jeśli nie chcę, to rezygnuję z tej decyzji i z tych działań.
Tak, krok po kroku, budujemy swoją wielkość człowieczą.
Wielkość polegającą na jasnej świadomości własnej odpowiedzialności za to o czym decydujemy i co robimy.
Zanim o czymś zdecyduję, coś zrobię, zadaję sobie pytanie, czy mogę to zrobić, czy jestem w stanie. Trzeba sobie zadać koniecznie jeszcze jedno pytanie, czy ja chcę tego o czym decyduję i co robię. Jeśli nie chcę, to rezygnuję z tej decyzji i z tych działań.
Tak, krok po kroku, budujemy swoją wielkość człowieczą.
Wielkość polegającą na jasnej świadomości własnej odpowiedzialności za to o czym decydujemy i co robimy.
sobota, 20 października 2012
Świat Szatana i świat Jezusa Króla
Ludzie zapaleni dyskusjach nie rozumieją pewnego, waznego zjawiska, bo też nikt ich tego nie uczy i nikt im o tym nie mówi.
Otóż wszystkie zajadłe dyskusje o racje i prawdy nie mają najmniejszego sensu, gdy uświadomicie sobie, ze każdy ma swoją rację, słuszna, bo to jest jego racja. Uświadomić sobie też warto, że istnieje wiele prawd, a dyskutanci usiłują przeforsować prawdę widzianą ze swojej pozycji, pod swoim kątem widzenia. Te prawdy są tak samo względne jak obrazy przedmiotów, pokazywane w najróżniejszych oświetleniach różnych źródeł światła, świecącego z różnych stron, różną barwą i pod różnymi kątami.
Zróbcie kiedyś eksperyment. W ciemnym pokoju ustawcie na pustym stole przedmiot o złożonej geometrii i barwach.
Oglądajcie go przy świetle górnym, bocznym, przy świecy i latarce. Weźcie kawałek przezroczystej kolorowej folii i okryjcie źródło światła tą folią.
Zauważcie jak bardzo zmieniał się widziany przez Was obraz, zwłaszcza gdy będziecie przedmiot oglądać z różnych miejsc i z różnych odległości.
Dokładnie tak samo jest z tzw. "prawdą o przedmiocie dyskusji". Każdy ma swoją. Każdy ma inną. Więc o co się kłócicie?
Zgoła odmiennie mogą wyglądać nie racje, a odczucia.
Odczucia nie emocjonalne, tylko odczucia mentalne o przedmiocie.
Jeśli chcecie, zaaranżujcie sobie inny eksperyment. Potrzebne będzie kilka osób i wiele przedmiotów, takich jakie są w domach.
Ustawiamy osobę na krzesełku i zasłaniamy jej oczy.
Z tyłu za nią, w określonym miejscu, za tym krzesełkiem, ustawiamy wybrany przez siebie przedmiot. Dajemy osobie ok. 10 minut by poczuła przedmiot mentalnie i opisała go, tak jak czuje, a nie jak widzi. Będą opisywane odczucia a nie wizje pochodzące ze zmysłów. Osoby niech skupią się na tym co czują, a nie na zgadywaniu, co to za przedmiot.
Dość szybko zorientujecie się, że wprawdzie każdy ma trochę inne odczucia, jednak w odczuciu każdego jest cząstka tego, co rzeczywiście jest w przedmiocie. Mało tego. Ujrzycie prawdopodobnie coś niesłychanego. Osoby uczestniczące w eksperymencie kompletnie nie będą się ze sobą kłóciły, co do swoich odczuć. Dlaczego?
Bo wszyscy doskonale wyczuwamy, ze odczucia każdy ma swoje i nie sposób sprawić by ktoś czuł, tak samo jak my :)
Wobec tego nie uprawiamy kłótni na temat odczuć.
Z racjami jest inaczej, bo wolnych ludzi, nas, zniewala się na różne sposoby, byśmy bezwzględnie uznawali jedynie słuszne racje. Racje osób silniejszych. Racje rodziców, starszych, duchownych, nauczycieli, kierowników, dyrektorów, rządzących, policjantów itd, itp.
Jesteśmy bombardowani tymi różnymi, ważniejszymi od nas, racjami, juz od urodzenia, a nawet zanim się urodzimy, co gorsza, zanim się poczniemy...
Przychodzimy na świat mnóstwa różnych racji, w których dominują racje silniejszych. Jeśli wpasujemy się w to i będziemy udawać, że nam to odpowiada i że te racje stają się naszymi racjami, stajemy się elementem diabelskiego systemu, którego szefem jest Książę tego świata, Szatan.
Jesteśmy całkowicie zniewoleni.
W świecie w którym uznaje się panowanie Jezusa Chrystusa Króla, nie ma miejsca na walkę racji. Jest przestrzeń na miłość. Ponieważ Jezus jest Królem, miłość otacza i wypełnia wszystkich, miłość Boga i wzajemna miłość Bliźniego.
A co z racjami?
Szanujemy poszczególne racje. Podejmujemy takie przedsięwzięcia, które nie godzą w żywotne interesy innych, nie krzywdzą nikogo, i które przynoszą wspólne dobro. W razie wątpliwości, odniesieniem nie jest ludzka kłótnia, tylko Jezus Król.
Mamy wolna wolę, wybieramy świat, jaki nam odpowiada. :)
Otóż wszystkie zajadłe dyskusje o racje i prawdy nie mają najmniejszego sensu, gdy uświadomicie sobie, ze każdy ma swoją rację, słuszna, bo to jest jego racja. Uświadomić sobie też warto, że istnieje wiele prawd, a dyskutanci usiłują przeforsować prawdę widzianą ze swojej pozycji, pod swoim kątem widzenia. Te prawdy są tak samo względne jak obrazy przedmiotów, pokazywane w najróżniejszych oświetleniach różnych źródeł światła, świecącego z różnych stron, różną barwą i pod różnymi kątami.
Zróbcie kiedyś eksperyment. W ciemnym pokoju ustawcie na pustym stole przedmiot o złożonej geometrii i barwach.
Oglądajcie go przy świetle górnym, bocznym, przy świecy i latarce. Weźcie kawałek przezroczystej kolorowej folii i okryjcie źródło światła tą folią.
Zauważcie jak bardzo zmieniał się widziany przez Was obraz, zwłaszcza gdy będziecie przedmiot oglądać z różnych miejsc i z różnych odległości.
Dokładnie tak samo jest z tzw. "prawdą o przedmiocie dyskusji". Każdy ma swoją. Każdy ma inną. Więc o co się kłócicie?
Zgoła odmiennie mogą wyglądać nie racje, a odczucia.
Odczucia nie emocjonalne, tylko odczucia mentalne o przedmiocie.
Jeśli chcecie, zaaranżujcie sobie inny eksperyment. Potrzebne będzie kilka osób i wiele przedmiotów, takich jakie są w domach.
Ustawiamy osobę na krzesełku i zasłaniamy jej oczy.
Z tyłu za nią, w określonym miejscu, za tym krzesełkiem, ustawiamy wybrany przez siebie przedmiot. Dajemy osobie ok. 10 minut by poczuła przedmiot mentalnie i opisała go, tak jak czuje, a nie jak widzi. Będą opisywane odczucia a nie wizje pochodzące ze zmysłów. Osoby niech skupią się na tym co czują, a nie na zgadywaniu, co to za przedmiot.
Dość szybko zorientujecie się, że wprawdzie każdy ma trochę inne odczucia, jednak w odczuciu każdego jest cząstka tego, co rzeczywiście jest w przedmiocie. Mało tego. Ujrzycie prawdopodobnie coś niesłychanego. Osoby uczestniczące w eksperymencie kompletnie nie będą się ze sobą kłóciły, co do swoich odczuć. Dlaczego?
Bo wszyscy doskonale wyczuwamy, ze odczucia każdy ma swoje i nie sposób sprawić by ktoś czuł, tak samo jak my :)
Wobec tego nie uprawiamy kłótni na temat odczuć.
Z racjami jest inaczej, bo wolnych ludzi, nas, zniewala się na różne sposoby, byśmy bezwzględnie uznawali jedynie słuszne racje. Racje osób silniejszych. Racje rodziców, starszych, duchownych, nauczycieli, kierowników, dyrektorów, rządzących, policjantów itd, itp.
Jesteśmy bombardowani tymi różnymi, ważniejszymi od nas, racjami, juz od urodzenia, a nawet zanim się urodzimy, co gorsza, zanim się poczniemy...
Przychodzimy na świat mnóstwa różnych racji, w których dominują racje silniejszych. Jeśli wpasujemy się w to i będziemy udawać, że nam to odpowiada i że te racje stają się naszymi racjami, stajemy się elementem diabelskiego systemu, którego szefem jest Książę tego świata, Szatan.
Jesteśmy całkowicie zniewoleni.
W świecie w którym uznaje się panowanie Jezusa Chrystusa Króla, nie ma miejsca na walkę racji. Jest przestrzeń na miłość. Ponieważ Jezus jest Królem, miłość otacza i wypełnia wszystkich, miłość Boga i wzajemna miłość Bliźniego.
A co z racjami?
Szanujemy poszczególne racje. Podejmujemy takie przedsięwzięcia, które nie godzą w żywotne interesy innych, nie krzywdzą nikogo, i które przynoszą wspólne dobro. W razie wątpliwości, odniesieniem nie jest ludzka kłótnia, tylko Jezus Król.
Mamy wolna wolę, wybieramy świat, jaki nam odpowiada. :)
wtorek, 14 sierpnia 2012
Gdzie jest Bóg?
Jestem katolikiem z wyboru i jestem szczęśliwy, że nim jestem.
Głupie uwagi różnych osób co do mojego wyznania nie robią na mnie wrażenia. Najczęściej są czynione przez ateistów i osoby błądzące w ciemnościach, pragnące sprowadzić jak najwięcej ludzi w swoje ciemności. Gdy wypowiadają je katolicy, przypominam sobie czasy przedsoborowe i zamknięty świat za Spiżową Bramą, nie do przebrnięcia przez nieortodoksyjnych "pseudokatolickich szpiegów". Brrr... Ten Kościół na szczęście minął. To, co czasem słyszymy nasyconego niechęcią, strachem i nienawiścią od katolików, to jego niegroźne już, moim zdaniem pomruki. Kościół należy do Chrystusa i jego misją jest przekazywać ludziom i głosić Chrystusa, który jest doskonałą miłością. A nie coś odwrotnego.
Wierzę i z rozmów z Bogiem wiem, że dla Niego nie ma większego znaczenia w jakim Kościele ludzie Go chwalą. Te Kościoły i to chwalenie Boga Jemu w ogóle nie są potrzebne, one są dla ludzi, którzy nie umieją sobie inaczej wyobrazić spotkania z Bogiem, jak będąc na kolana przed Nim ze spuszczonym wzrokiem. Jestem tu, bo tu jest do Boga najbliżej. Bóg jest tu osiągalny dla ludzi w uśmiechu dziecka i uścisku przyjaznej dłoni.
Nie da się tego Boga łatwiej odnaleźć ani w pustce buddyjskiej nirvany, ani w uczonych, ewangelickich dysputach nad pożółkłymi papierami, ani w kapiących złotem prawosławnych rytuałach, ani w dawno umarłych egipskich i starosłowiańskich bóstwach, ani w różnorodności kłócących się między sobą bogów hinduskich, ani wreszcie w wyznaniu skazującym wyznawców na prowadzenie świętych wojen, torturowanie i gwałcenie pojmanych jeńców i ich zabijanie - w imię Allaha.
Bóg jest tu - w małej niepozornej Hostii każdego dnia, z rąk każdego kapłana - przychodzący z miłości na świat, do swego ludu, by dać ludowi siłę wiary i siłę życia, by z miłości do ludzi zgładzić ich grzechy poprzez własne umieranie jako człowieka - Człowieczego Syna i Brata.
Bóg jest w Duchu Świętym ogarniającym wszystko co istnieje, napełniającym światłem zrozumienia i energią życia wszystko, co żyje, roznoszącym miłość za najdalsze gwiazdy we wszechświecie.
Bóg jest w Ojcu, który jest źródłem wszystkiego, co jest.
środa, 1 sierpnia 2012
Tunel życia
idę wąskim tunelem między życiem i śmiercią
tunel jest tylko dla mnie
nikt go nie zna, nikt nim nie szedł i nie pójdzie
tunel jest tylko dla mnie
nikt go nie zna, nikt nim nie szedł i nie pójdzie
w tunelu jest wszystko co potrzebne
samotność
brak światła
brak drogowskazu
niemożność powrotu
dotkliwa realność
brak celu
z jednej strony ściana życia
z drugiej ciemna przepaść śmierci
i wąska ścieżka pomiędzy
w dodatku kręta
idę
trzymam się ściany
idę nie wiedząc
kiedy postawię
ostatni krok
w ciemność
(Martin, 1.08.2012)
(Martin, 1.08.2012)
poniedziałek, 30 lipca 2012
Zostaw
Zostaw mi
Wspomnienie lata
Gorące powietrze, szaleństwo traw, ciepła woda
W jeziorze i w bufecie
Gorące oddechy i dotyk
Nerwowość ruchów
By zdążyć na czas
By zdążyć nacieszyć się chwilą
Krzyk spełnienia
Pełnia ukojenia
Jeszcze chwila bliskości
I wieczność oddalenia
I wspomnienie
Zostaw mi je
Na zawsze
(Martin, 30.07.2012)
poniedziałek, 16 lipca 2012
A Duch Boży unosił się ponad wodami ...
Duch Święty jest dla mnie Osobową Miłością, Źródłem Życia.
Kto
szuka w Bogu żeńskiego pierwiastka, znajdzie go właśnie w Duchu
Świętym.
Duch
Święty zapewnia wszechobecność Boga, on przenika wszystko co jest
stworzone, by podtrzymywać w stworzeniu życie, a w stworzeniu
nieożywionym integralność istnienia. Źródło Życia jest Osobową Miłością
emanującą na wszystko stworzenie, nadającą mu sens istnienia, nadającą
stworzonemu człowiekowi radość świadomości Dziecka Bożego. Można
powiedzieć, że Duch Święty jest Boską Matką, która w miłości nosi swe
dziecię, a gdy je porodzi daje mu ciało z ciała swego. Dlatego Duch
Święty jest Tym, z którego poczęła Maryja Syna Bożego. Bo to Matka, z
woli Ojca poczyna Syna.
Stworzenie ma początek, i zanim powstało, Duch Święty unosił się ponad wodami w przestrzeni wypełnionej chaosem. Duch Święty nie był sam, lecz trwał nieskończenie długo w miłosnej relacji z Bogiem Ojcem i z Synem Bożym, zrodzonym a nie stworzonym, współistotnym Ojcu. Tą współistotność zapewnia Duch Święty, który przechowuje Tajemnicę Miłości Ojca i Syna.
To z tej niezwykłej odwiecznej relacji miłosnej trzech Osób Boskich emanowała Miłość, która uporządkowała chaos bezistnienia, dając początek Stworzeniu i ciągle podtrzymując w Boskiej Miłości jego istnienie, życie i ciągłą transformację w kierunku świadomości bycia Dziećmi Bożymi...
Stworzenie ma początek, i zanim powstało, Duch Święty unosił się ponad wodami w przestrzeni wypełnionej chaosem. Duch Święty nie był sam, lecz trwał nieskończenie długo w miłosnej relacji z Bogiem Ojcem i z Synem Bożym, zrodzonym a nie stworzonym, współistotnym Ojcu. Tą współistotność zapewnia Duch Święty, który przechowuje Tajemnicę Miłości Ojca i Syna.
To z tej niezwykłej odwiecznej relacji miłosnej trzech Osób Boskich emanowała Miłość, która uporządkowała chaos bezistnienia, dając początek Stworzeniu i ciągle podtrzymując w Boskiej Miłości jego istnienie, życie i ciągłą transformację w kierunku świadomości bycia Dziećmi Bożymi...
Rozwijanie świadomości żeńskiego aspektu Boga z trudnością postępuje w tradycyjnym Kościele Katolickim i napotyka tu na duży sprzeciw mentalny. Bóg JAHWE jest zazwyczaj rozumiany jako Bóg - Ojciec - uosobienie męskości. A jednak .... przeczytajcie ...
Fakt, postrzegania w Bogu cech kobiecych, a zwłaszcza macierzyńskich, skłania wielu współczesnych teologów do pogłębiania tego tematu9. W sposób szczególny cechy te są przypisywane Trzeciej Osobie Trójcy Świętej, a więc Duchowi Świętemu i to nie tylko dlatego, że w Trójcy immanentnej Jego rola jest bierna, receptywna (a więc bardziej „kobieca”), ale przede wszystkim dlatego, że elementy kobiece i macierzyńskie można dostrzec w działaniu Ducha Świętego w stosunku do Kościoła i poszczególnych chrześcijan. Coraz częściej więc współcześni teologowie zaczynają mówić o macierzyństwie Ducha Świętego w stosunku do Kościoła10.
W tym kontekście powstaje pytanie: jak przedstawia się relacja między macierzyńskimi zadaniami Ducha Świętego w stosunku do chrześcijan, a duchowym macierzyństwem Maryi, która przecież jest Matką Kościoła?
Współcześni teologowie najczęściej widzą tę relację w kategoriach partycypacji, i to w sposób analogiczny do tego, w jaki została ukazana przez Sobór Watykański II relacja między pośrednictwem Maryi a pośrednictwem Chrystusa11: tak jak Maryja uczestniczy w jedynym pośrednictwie Chrystusa, tak samo uczestniczy w zbawczym pośrednictwie Ducha Świętego, a zwłaszcza w Jego misji macierzyńskiej12. Najbardziej precyzyjnie i dokładnie wyraził tę myśl Yves Congar, który stwierdził, że „Rola Maryi mieści się w roli Ducha Świętego”13. A zatem, zdaniem francuskiego teologa „trzeba uświadomić sobie głębię związku, jaki istnieje między Dziewicą Maryją a Duchem Świętym, a w konsekwencji pewną wspólnotę roli spełnianej w całkowicie odmiennych warunkach”14.
Na tę wspólnotę roli spełnianej przez Ducha Świętego i Maryję w stosunku do Kościoła zwracał uwagę w ostatnich dziesięcioleciach Nauczycielski Urząd Kościoła. Papież Paweł VI zachęcał biskupów i teologów, do „wnikliwego badania dzieła Ducha Świętego w historii zbawienia”15, albowiem „z takiego dociekania wyłoni się w szczególności tajemniczy związek pomiędzy Duchem Bożym i Dziewicą Nazaretańską oraz ich wspólne oddziaływanie na Kościół”16. Z kolei Jan Paweł II pisząc w encyklice Redemptoris Mater o macierzyńskim pośrednictwie Maryi zaznacza, że „ten Jej zbawczy wpływ [na wiernych] jest podtrzymywany przez Ducha Świętego, który jak zacienił Dziewicę Maryję, dając początek Jej Boskiemu macierzyństwu, tak nadal Jej towarzyszy w trosce o braci Jej Boskiego Syna”17.
Idąc zatem za wyżej wymienionymi zachętami i wskazaniami papieży, będziemy starali się pokazać w niniejszym artykule, iż w pełni uzasadnione jest mówienie o macierzyństwie duchowym Maryi w kategoriach partycypacji, czyli uczestnictwa w macierzyństwie Ducha Świętego w stosunku do Kościoła. Stąd poniższy artykuł będzie się składał z dwóch części. W części pierwszej zostanie omówiona misja macierzyńska Trzeciej Osoby Boskiej, zwłaszcza w stosunku do Kościoła. Z kolei w części drugiej spróbujemy ukazać związek między macierzyństwem Ducha Świętego a macierzyństwem Maryi i pokazać, że to drugie macierzyństwo jest partycypacją w misji macierzyńskiej Boskiego Parakleta.
Ponownie myśl tę zaczął badać i rozwijać w XIX wieku Mathias Joseph Scheeben24, a w XX wieku głównie Yves Congar25 oraz Lionel Gendron26, którzy przedstawili prezentacje i analizy historyczne tego zagadnienia. Na Wschodzie myśl ta jest rozwijana i pojawia się u takich współczesnych teologów jak Sergiusz Bułhakow27 , czy Paul Evdokimov28. Także święty Maksymilian Maria Kolbe nie wahał się nazywać Ducha Świętego „Duchem Miłości Matczynej”29 a francuski teolog Henri Manteau-Bonamy określa go mianem „Miłości Macierzyńskiej”, doskonalszej od miłości najdoskonalszej matki ziemskiej w stosunku do swojego męża i swoich dzieci30.
Dalszy rozwój tej myśli, a więc przypisywanie Duchowi Świętemu cech kobiecych i macierzyńskich w wewnętrznym, immanentnym życiu Trójcy wiąże się jednak przede wszystkim z dyskusją teologiczną, jaka się zawiązała w obliczu herezji duchoburstwa w drugiej połowie IV wieku. Ojcowie Kościoła szukając najwłaściwszego sposobu wyjaśnienia drugiego pochodzenia w Trójcy Świętej, odwoływali się do analogii pomiędzy pochodzeniami Osób Bożych w Trójcy Świętej, a pochodzeniem pierwszych ludzi na ziemi, którzy zostali stworzeni „na obraz i podobieństwo Boże” (Rdz 1,27). Chcąc wykazać, że w Osoby Boskie mają jedną naturę a różnią się pochodzeniami, Grzegorz z Nazjanzu, a za nim inni Ojcowie Kościoła33 porównywali pochodzenia w Trójcy Świętej do pochodzeń pierwszych ludzi na ziemi. Przytoczmy jeden z tekstów na ten temat, autorstwa Anastazego z Aleksandrii: „Zobaczmy, czy faktycznie trzej pierwsi przodkowie, hipostazy współistotne całej ludzkości, nie zostali uczynieni, co jest także, jak się wydaje, opinią Metodego, w sposób typiczny (typikos), zgodnie z pewnym obrazem świętej współistotnej Trójcy. Adam, bez początku i niezrodzony, byłby typem Boga wszechmocnego i Ojca, bez początku i początku wszystkiego. Syn zrodzony przez niego stanowiłby obraz Syna zrodzonego i Słowa Bożego. Ewa ze względu na swe pochodzenie oznaczałaby hipostazę Ducha Świętego w jej pochodzeniu. I dlatego Bóg nie tchnie w nią tchnienia życia; ona sama bowiem była typicznym obrazem tchnienia i życia Ducha Świętego, ona miała też otrzymać, za pośrednictwem Ducha Świętego, Boga, który jest w rzeczywistości tchnieniem i życiem wszystkich rzeczy”34. I choć, zdaniem Congara, Grzegorz z Nazjanzu (a z nim także Ojcowie mu współcześni) „nie interesuje się żeńskim charakterem Ducha Świętego, którego porównuje do Ewy jedynie ze względu na sposób pochodzenia”35, to jednak typologia jaka została ukazana w IV wieku między Ewą a Duchem Świętym, wyraźnie każe patrzeć na Trzecią Osobę Boską przez pryzmat cech żeńskich, oblubieńczych i macierzyńskich.
Yves Congar przytacza kilku współczesnych teologów, którzy dostrzegają macierzyńskie cechy Ducha Świętego w Trójcy Świętej immanentnej. A. Lamonnyer stwierdza: „Ze wszystkich Osób Boskich jest On [Duch Święty] Tą, która w sposób bardziej szczególny została nam „dana”. Jest On Darem Bożym par excellence i od tego bierze swe imię. W Trójcy Świętej jest On Miłością; to także jest jedno z Jego imion własnych. Ale te określenia przystoją matce bardziej niż komukolwiek innemu i w jakiś sposób określają matkę. Nikt na ziemi nie jest tak nam „dany” jak nasza matka, i ona uosabia miłość w tym, co jest w niej najbardziej bezinteresowne, wielkoduszne, oddane”36.
Również inni teologowie podkreślają, że z faktu, ze Duch Święty jest Osobową MIŁOŚCIĄ Ojca i Syna wynika, że w Nim bardziej niż w Ojcu i Synu widoczne są cechy kobiece. Maura Böckeler stwierdza, że w Trójcy Świętej Syn – Słowo Ojca (Wort) czeka na odpowiedź – Antwort. Tą odpowiedzią jest miłość, czyli Duch Święty, który wraca do Ojca i dopełnia Triadę. Nawiązując do typologii Metodego z Olimpu Böckeler stwierdza, że tak jak niegdyś Adam otrzymał Ewę, tak na krzyżu i w wydarzeniu Pięćdziesiątnicy nowy Adam-Chrystus otrzymał nową Ewę – Kościół, czyli Ducha Świętego w ludzkiej egzystencji. Kobieta (Kościół – Maryja) jest wielkim symbolem danej Bogu odpowiedzi miłości, którą w samym Bogu jest Duch Święty37.
W podobnym duchu wypowiada się Willi Moll, który stwierdza, że szczególną właściwością Ducha Świętego jest jednocząca miłość i przekazywanie życia. A to właśnie są cechy, którą w najwyższym stopniu posiada kobieta, jako dziewica, oblubienica i matka38.
Interesującą interpretację życia wewnętrznego Trójcy Świętej przedstawił François-Xavier Durrwell. Nazywa On Ducha Świętego Miłością-Osobą, w której to Miłości Ojciec rodzi Syna. A zatem Trzeciej Osobie Boskiej jakby z samej natury rzeczy przysługują cechy macierzyńskie39.
A zatem, wychodząc od typologii Metodego z Olimpu i Ojców Kapadockich, dostrzegających w Ewie typ Ducha Świętego (jeżeli chodzi pochodzenia w Trójcy Świętej), współcześni teologowie coraz wyraźniej dostrzegają, iż cechy kobiece, a zwłaszcza macierzyńskie, bardzo dobrze charakteryzują Osobę i dzieło Trzeciej Osoby Boskiej w Trójcy Świętej immanentnej. On jest jednoczącą MIŁOŚCIĄ Ojca i Syna, On jest ICH WZAJEMNYM DAREM, On jest ODPOWIEDZIĄ MIŁOŚCI Syna na miłość Ojca, On jest OSOBĄ-MIŁOŚCIĄ, w której to miłości Ojciec rodzi Syna. Wszystkie te określenia są cechami, które charakteryzują przede wszystkim kobietę, zwłaszcza matkę.
Najwyraźniej pisze o tym Yves Congar, który zauważa trzykrotne „macierzyńskie zaangażowanie Trzeciej Osoby Boskiej” w misję Syna w ekonomii zbawienia: „Duch realizuje «po macierzyńsku» plan Ojca u progu nowego stworzenia: zrodzenie Słowa-Syna w ludzkiej naturze (por. Łk 1,35 ), w Jego funkcji mesjańskiej (gołębica unosi się nad Jezusem, kiedy głos Ojca mówi: «Tyś jest moim Synem»), w Jego nowym narodzeniu przez zmartwychwstanie i uwielbienie, w sytuacji człowieczeństwa Syna Bożego (Rz 1,4 w powiązaniu z Dz 13,33; Flp 2,6-11; Hbr 5,5)”41. Ta krótka wypowiedź francuskiego Dominikanina wyraźnie sugeruje, że jego zdaniem, Duch Święty na sposób macierzyński „troszczy się” o Syna w czasie jego ziemskiego życia: nie tylko uczestniczy w Jego poczęciu (por. Łk 1,35), ale także troszczy się także o wykonanie do końca przez Niego misji mesjańskiej. Widać tu wyraźną zbieżność koncepcji Congara z koncepcją „trynitarnej inwersji”, zaproponowaną przez Balthasara, według której Duch Święty w czasie ziemskiego życia Jezusa łączy Go z Ojcem, przekazuję wolę Ojca i umacnia Syna do wykonania zleconej misji aż do końca42.
Henry Manteau-Bonamy w kontekście tajemnicy Wcielenia nazywa Ducha Świętego Miłością Macierzyńską Niestworzoną, która przychodzi do Maryi zrealizować w Niej poczęcie Syna Bożego43. Z kolei François-Xavier Durrwell zaznacza, że macierzyństwo jest właściwością Ducha Świętego. To macierzyństwo Duch Święty najpełniej realizuje poprzez Maryję w tajemnicy Wcielenia. Maryja przyjmuje i wypełnia tę macierzyńską rolę Ducha i staje się Matką Syna Bożego44. Co więcej, zdaniem Durrwella, Duch Święty pełni macierzyńską funkcję w stosunku do Jezusa także w czasie jego ziemskiego życia, bowiem wychowuje i prowadzi Jezusa, a to przecież jest zadanie typowo macierzyńskie45.
Przede wszystkim należy zwrócić uwagę na fakt, że już sam Chrystus wskazał, że warunkiem osiągnięcia zbawienia jest „narodzenie z wody i Ducha”(J 3,5-6). Zdaniem Laurentin’a na macierzyństwo Ducha Świętego w stosunku do Kościoła wskazuje nie tylko fakt, iż każdy chrześcijanin rodzi się w momencie chrztu świętego „z Ducha i w Duchu”. Francuski teolog dostrzega, przede wszystkim, że „ten macierzyński obraz, uznany przez Tradycję, został zasugerowany przez wydarzenie Pięćdziesiątnicy, kiedy Duch Święty rodzi rzeczywiście Kościół widzialny z jego stu dwudziestoma pierwszymi członkami, którzy wychodzą z zamkniętej izby niby z matczynego łona, śpiewają jednym sercem i jednym głosem, przemawiają, nawracają, chrzczą trzy tysiące pierwszych chrześcijan (Dz 2,41) i nie przestaną już celebrować łamania chleba (Łk 24,35; Dz 2,42), przez które Chrystus i Duch jednoczą Kościół (1 Kor 10,17 i 11,23-26)46. Słusznie Laurentin podkreśla, że to Duch Święty rodzi każdego chrześcijanina „utożsamiając go z Chrystusem i utożsamiając Ich, razem, w jedności ciała Chrystusa”47. To Duch Święty sprawia, że chrześcijanie rodzą się do życia Bożego, apostolskiego, duchowego i charyzmatycznego. Jego działanie w stosunku do chrześcijan nosi więc wszelkie znamiona duchowego macierzyństwa. Jest to jednak macierzyństwo transcendentne, bowiem rodzi ich do tego życia nadprzyrodzonego z wnętrza ich samych48. Dlatego słusznie można nazywać Ducha Świętego Matką Kościoła49.
A zatem skoro można i należy przypisywać Duchowi Świętemu cechy macierzyńskie w stosunku do Wspólnoty wierzących, zapytajmy o to, jakie to są cechy i w jakie sposób Duch Święty je realizuje? Wydaje się, że tak jak w rzeczywistości ziemskiej misja matki polega przede wszystkim na: zrodzeniu i obdarowaniu dzieci życiem, odżywianiu ich, nauczaniu i wychowywaniu oraz wstawianiu się za dziećmi u Ojca i obronie ich przed niebezpieczeństwem, tak można zauważyć, że tę samą misję wypełnia Duch Święty w stosunku do Kościoła. Poniżej pokrótce zostaną omówione te działania Boskiego Parakleta w stosunku do Wspólnoty wierzących.
To życie łaski, życie nadprzyrodzone jest przywracane i przekazywane chrześcijanom także poprzez sakramenty, zwłaszcza sakrament pojednania. W tym kontekście papież Jan Paweł II nie wahał się nazwać Ducha Świętego „Niewidzialnym Szafarzem życia”53. Każdy kto doświadczył grzechu śmiertelnego, i kto w sakramencie pojednania spotyka się z Miłosierdziem Boga, czuje, że odzyskuje nowe życie, życie nadprzyrodzone, życie w stanie łaski. Sakramenty, a w sposób szczególny sakrament pojednania jest zrodzeniem na nowo „w Duchu Świętym”54. Boski Paraklet wlewając w ludzkie serca swoją łaskę, jak Matka ofiarowuje nam nowe życie.
Tak jak niezbędny jest pokarm dla podtrzymania życia biologicznego, tak również niezbędny jest pokarm dla podtrzymania życia duchowego. Tymi, którzy karmią nas w naszej drodze do domu Ojca są Chrystus i Duch Święty. Gdy wierni korzystają ze stołu Słowa Bożego „Duch Święty udziela czytającym i słuchającym duchowego rozumienia Słowa Bożego, według dyspozycji ich serca […]. Przez zbawcze bowiem słowo rodzi się wiara w sercach… To Duch Święty daje łaskę wiary, umacnia ją i sprawia jej wzrost we wspólnocie”56. Jest więc Duch Święty jakby Matką, która Słowem Bożym karmi swe dzieci i powoduje ich wzrost, poprzez wzrost wiary w ich sercach.
Podobnie Duch Święty buduje Kościół przez liturgię i sakramenty. To jego dzieło można porównać do karmienia Kościoła pokarmem duchowym, którym jest przede wszystkim Eucharystia. Francesco Lambiasi nazywa Eucharystię pokarmem [dawanym przez] Ducha Świętego57. W Eucharystii nie tylko bowiem działa Syna Boży, ale także Duch Święty. To Boski Paraklet poprzez modlitwę Epiklezy sprawia, że chleb i wino stają się Ciałem i Krwią Chrystusa. To również On przybywa do naszych serc i je przemienia, dlatego każdą Eucharystię można jego zdaniem nazwać „przedłużeniem Pięćdziesiątnicy”58.
O tej wstawienniczej misji Ducha pisze także św. Paweł: „Podobnie także Duch przychodzi z pomocą naszej słabości. Gdy bowiem nie umiemy się modlić tak, jak trzeba, sam Duch przyczynia się za nami w błaganiach, których nie można wyrazić słowami” (Rz 8,26)64. W innym miejscu zaś święty Paweł dodaje: ”Na dowód tego, że jesteście synami, Bóg wysłał do serc naszych Ducha Syna swego, który woła Abba, Ojcze!” (Gal 4,6). A zatem Duch Święty wspiera naszą ludzką słabość, czyni nas dziećmi Bożymi i „przyczynia się za nami” u Ojca.
Podsumowując możemy stwierdzić, że Duch Święty posłany Kościołowi po zmartwychwstaniu i wniebowstąpieniu Chrystusa prowadzi i uświęca Kościół podczas jego pielgrzymki do domu Ojca, będąc drugim Pośrednikiem i Parakletem realizującym i kontynuującym dzieło zbawcze Syna Bożego. Wśród wielu zadań realizowanych przez Ducha Świętego wiele z nich nosi znamiona troski macierzyńskiej o Kościół i poszczególnych chrześcijan.
Całość - tutaj:
http://ptm.rel.pl/index.php?option=com_content&view=article&id=14:macierzynstwo-maryi-w-duchu-swietym&catid=10&Itemid=134
Macierzyństwo Maryi w Duchu Świętym
Grzegorz M. Bartosik OFMConv
UKSW – Warszawa
UKSW – Warszawa
Macierzyństwo duchowe Maryi w macierzyństwie Ducha Świętego
Wszystko, co Maryja ma w sobie wielkiego, pięknego i świętego,
wszystko, co Ona czyni jako Matka Chrystusa i Kościoła,
nie jest niczym innym, jak uczestnictwem w przyczynowości głównej Ducha Świętego,
którego jest najpokorniejszym i najwierniejszym Narzędziem.
wszystko, co Ona czyni jako Matka Chrystusa i Kościoła,
nie jest niczym innym, jak uczestnictwem w przyczynowości głównej Ducha Świętego,
którego jest najpokorniejszym i najwierniejszym Narzędziem.
Bp Luigi M. Carli
Pan Bóg ze swej natury jest Bytem aseksualnym1. Jednakże, ponieważ w Starym Testamencie objawiający
się Bóg był odbierany przez Izraelitów przede wszystkim jako Bóg pełen
mocy, potęgi i siły, a więc pełen cech męskich, postrzegano Go więc
przede wszystkim jako Byt „rodzaju męskiego” i przypisywano mu przede
wszystkim cechy męskie. W podobny sposób ludzie patrzyli i na ogół nadal
patrzą na Boga, który objawił się w pełni w Nowym Testamencie, czyli na
Boga Trójjedynego. Wynika to przede wszystkim z faktu, że Druga Osoba
Trójcy Świętej objawiała się ludziom jako mężczyzna – Jezus Chrystus,
oraz z tego, że Chrystus polecił nazywać Pierwszą Osobę Trójcy Świętej
Ojcem. Choć nie brak zarówno w Starym, jak i w Nowym Testamencie obrazów
Boga pełnego czułości i miłości (a więc przede wszystkim cech
kobiecych), to jednak w powszechnym przekonaniu większości chrześcijan
Pan Bóg jest „mężczyzną”.
We współczesnej teologii bardzo wyraźnie dostrzegany jest jednak nurt
przypisujący Panu Bogu także dość wyraźnie cechy kobiece. Nurt ten, choć
najbardziej widoczny jest w „teologii feministycznej”2,
to jednak nie brak zwolenników tego nurtu także wśród teologów –
mężczyzn. Niektórzy z nich, i to ci którzy należą do najwybitniejszych
(np. Congar3, Laurentin4),
w swoich poszukiwaniach i publikacjach wyraźnie mówią o żeńskich
cechach Boga. Cechy te dostrzegają zwłaszcza w osobie i działaniu Ducha
Świętego5. O macierzyńskich cechach Boga i Ducha Świętego piszą też już współczesne podręczniki trynitologii6, czy pneumatologii7, a niektórzy teologowie stwierdzają wprost, że „byłoby pozbawione sensu, aby reprezentowany przez Pneuma wymiar żeński trzymać z dala od chrześcijańskiego obrazu Boga”8.Fakt, postrzegania w Bogu cech kobiecych, a zwłaszcza macierzyńskich, skłania wielu współczesnych teologów do pogłębiania tego tematu9. W sposób szczególny cechy te są przypisywane Trzeciej Osobie Trójcy Świętej, a więc Duchowi Świętemu i to nie tylko dlatego, że w Trójcy immanentnej Jego rola jest bierna, receptywna (a więc bardziej „kobieca”), ale przede wszystkim dlatego, że elementy kobiece i macierzyńskie można dostrzec w działaniu Ducha Świętego w stosunku do Kościoła i poszczególnych chrześcijan. Coraz częściej więc współcześni teologowie zaczynają mówić o macierzyństwie Ducha Świętego w stosunku do Kościoła10.
W tym kontekście powstaje pytanie: jak przedstawia się relacja między macierzyńskimi zadaniami Ducha Świętego w stosunku do chrześcijan, a duchowym macierzyństwem Maryi, która przecież jest Matką Kościoła?
Współcześni teologowie najczęściej widzą tę relację w kategoriach partycypacji, i to w sposób analogiczny do tego, w jaki została ukazana przez Sobór Watykański II relacja między pośrednictwem Maryi a pośrednictwem Chrystusa11: tak jak Maryja uczestniczy w jedynym pośrednictwie Chrystusa, tak samo uczestniczy w zbawczym pośrednictwie Ducha Świętego, a zwłaszcza w Jego misji macierzyńskiej12. Najbardziej precyzyjnie i dokładnie wyraził tę myśl Yves Congar, który stwierdził, że „Rola Maryi mieści się w roli Ducha Świętego”13. A zatem, zdaniem francuskiego teologa „trzeba uświadomić sobie głębię związku, jaki istnieje między Dziewicą Maryją a Duchem Świętym, a w konsekwencji pewną wspólnotę roli spełnianej w całkowicie odmiennych warunkach”14.
Na tę wspólnotę roli spełnianej przez Ducha Świętego i Maryję w stosunku do Kościoła zwracał uwagę w ostatnich dziesięcioleciach Nauczycielski Urząd Kościoła. Papież Paweł VI zachęcał biskupów i teologów, do „wnikliwego badania dzieła Ducha Świętego w historii zbawienia”15, albowiem „z takiego dociekania wyłoni się w szczególności tajemniczy związek pomiędzy Duchem Bożym i Dziewicą Nazaretańską oraz ich wspólne oddziaływanie na Kościół”16. Z kolei Jan Paweł II pisząc w encyklice Redemptoris Mater o macierzyńskim pośrednictwie Maryi zaznacza, że „ten Jej zbawczy wpływ [na wiernych] jest podtrzymywany przez Ducha Świętego, który jak zacienił Dziewicę Maryję, dając początek Jej Boskiemu macierzyństwu, tak nadal Jej towarzyszy w trosce o braci Jej Boskiego Syna”17.
Idąc zatem za wyżej wymienionymi zachętami i wskazaniami papieży, będziemy starali się pokazać w niniejszym artykule, iż w pełni uzasadnione jest mówienie o macierzyństwie duchowym Maryi w kategoriach partycypacji, czyli uczestnictwa w macierzyństwie Ducha Świętego w stosunku do Kościoła. Stąd poniższy artykuł będzie się składał z dwóch części. W części pierwszej zostanie omówiona misja macierzyńska Trzeciej Osoby Boskiej, zwłaszcza w stosunku do Kościoła. Z kolei w części drugiej spróbujemy ukazać związek między macierzyństwem Ducha Świętego a macierzyństwem Maryi i pokazać, że to drugie macierzyństwo jest partycypacją w misji macierzyńskiej Boskiego Parakleta.
1. Macierzyńskie i kobiece cechy Ducha Świętego
Choć już Orygenes wkładał w usta Jezusa stwierdzenie, że Duch Święty jest Jego [Jezusa] Matką18, i wypowiedzi o macierzyńskich cechach Ducha Świętego znajdujemy też w apokryfach19,
to jednak w sposób bardziej szeroki przypisywanie Duchowi Świętemu cech
kobiecych i macierzyńskich nastąpiło w okresie sporów na temat
pochodzenia Ducha Świętego, bezpośrednio przed Soborem
Konstantynopolitańskim I (381). Święty Grzegorz z Nazjanzu w swojej Piątej Mowie Teologicznej,
wygłoszonej w roku 380, wyjaśniając drugie pochodzenie w Trójcy
Świętej, przekonywał, że pochodzenie Ducha Świętego nie musi być
rozumiane na sposób rodzenia. Próbował on wyjaśnić pochodzenia w Trójcy
Świętej przez analogię do pochodzenia pierwszych ludzi na ziemi. Bóg
Ojciec i Adam są ukazywani jako postacie ojcowskie, Bóg Syn i Set (w
wyjaśnieniach innych Ojców – Abel) są ukazywani jako postacie synowskie,
natomiast Bóg Duch Święty i Ewa – jako postacie macierzyńskie20.
I choć faktem jest, że podstawowym motywem przypisania Duchowi Świętemu
cech macierzyńskich było pragnienie wyjaśnienia pierwszego i drugiego
pochodzenia w Bogu, to jednak, jak wykazują współczesne badania
„pojmowanie Ducha Świętego jako postać niewieścią i matczyną ma za sobą
długie dzieje i jest zakorzenione w Piśmie Świętym oraz w teologii
dogmatycznej”21.
Myśl ta rozwinęła się głównie na chrześcijańskim Wschodzie, bowiem na
Zachodzie przeciwstawiały się nazywaniu Ducha Świętego Matką tak wielkie
autorytety jak św. Augustyn22, czy św. Tomasz z Akwinu23.Ponownie myśl tę zaczął badać i rozwijać w XIX wieku Mathias Joseph Scheeben24, a w XX wieku głównie Yves Congar25 oraz Lionel Gendron26, którzy przedstawili prezentacje i analizy historyczne tego zagadnienia. Na Wschodzie myśl ta jest rozwijana i pojawia się u takich współczesnych teologów jak Sergiusz Bułhakow27 , czy Paul Evdokimov28. Także święty Maksymilian Maria Kolbe nie wahał się nazywać Ducha Świętego „Duchem Miłości Matczynej”29 a francuski teolog Henri Manteau-Bonamy określa go mianem „Miłości Macierzyńskiej”, doskonalszej od miłości najdoskonalszej matki ziemskiej w stosunku do swojego męża i swoich dzieci30.
1.1. W wewnętrznym życiu Trójcy Świętej
W pierwszym paragrafie części pierwszej tego artykułu zostanie
przeanalizowane, w jakim sensie można mówić o kobiecych i macierzyńskich
cechach Ducha Świętego w wewnętrznym życiu Trójcy Świętej, tak
immanentnej jak i ekonomicznej. Z kolei w drugim paragrafie zostaną
ukazane macierzyństwo Ducha Świętego w stosunku do Kościoła i
poszczególnych chrześcijan.
1.1.1. W Trójcy immanentnej
Po raz pierwszy nazywanie Ducha Świętego Matką i przypisywanie mu cech
macierzyńskich pojawia się w III i IV wieku, co dokładnie dokumentuje w
swojej trylogii Wierzę w Ducha Świętego Yves Congar31.Jednakże
pierwszym teologiem, który przedstawił dość oryginalne uzasadnienie tej
tezy był Metody z Filippi (z Olimpu, zm. ok. 312 roku), który
nawiązując do starożytnej tradycji chrześcijańskiej interpretował
historię stworzenia Ewy w nawiązaniu do Chrystusa i Kościoła. Tak jak
Bóg z boku Adama wyprowadził Ewę i dał mu ją za żonę, tak z boku
Chrystusa wyszedł na krzyżu Duch Święty, aby utworzyć Kościół – Jego
Oblubienicę. A zatem Chrystus – Nowy Adam i Kościół – Duch są duchowym
Adamem i Ewą. Widać więc wyraźną typologię, w której Ewa jest typem
Ducha Świętego i Kościoła32.Dalszy rozwój tej myśli, a więc przypisywanie Duchowi Świętemu cech kobiecych i macierzyńskich w wewnętrznym, immanentnym życiu Trójcy wiąże się jednak przede wszystkim z dyskusją teologiczną, jaka się zawiązała w obliczu herezji duchoburstwa w drugiej połowie IV wieku. Ojcowie Kościoła szukając najwłaściwszego sposobu wyjaśnienia drugiego pochodzenia w Trójcy Świętej, odwoływali się do analogii pomiędzy pochodzeniami Osób Bożych w Trójcy Świętej, a pochodzeniem pierwszych ludzi na ziemi, którzy zostali stworzeni „na obraz i podobieństwo Boże” (Rdz 1,27). Chcąc wykazać, że w Osoby Boskie mają jedną naturę a różnią się pochodzeniami, Grzegorz z Nazjanzu, a za nim inni Ojcowie Kościoła33 porównywali pochodzenia w Trójcy Świętej do pochodzeń pierwszych ludzi na ziemi. Przytoczmy jeden z tekstów na ten temat, autorstwa Anastazego z Aleksandrii: „Zobaczmy, czy faktycznie trzej pierwsi przodkowie, hipostazy współistotne całej ludzkości, nie zostali uczynieni, co jest także, jak się wydaje, opinią Metodego, w sposób typiczny (typikos), zgodnie z pewnym obrazem świętej współistotnej Trójcy. Adam, bez początku i niezrodzony, byłby typem Boga wszechmocnego i Ojca, bez początku i początku wszystkiego. Syn zrodzony przez niego stanowiłby obraz Syna zrodzonego i Słowa Bożego. Ewa ze względu na swe pochodzenie oznaczałaby hipostazę Ducha Świętego w jej pochodzeniu. I dlatego Bóg nie tchnie w nią tchnienia życia; ona sama bowiem była typicznym obrazem tchnienia i życia Ducha Świętego, ona miała też otrzymać, za pośrednictwem Ducha Świętego, Boga, który jest w rzeczywistości tchnieniem i życiem wszystkich rzeczy”34. I choć, zdaniem Congara, Grzegorz z Nazjanzu (a z nim także Ojcowie mu współcześni) „nie interesuje się żeńskim charakterem Ducha Świętego, którego porównuje do Ewy jedynie ze względu na sposób pochodzenia”35, to jednak typologia jaka została ukazana w IV wieku między Ewą a Duchem Świętym, wyraźnie każe patrzeć na Trzecią Osobę Boską przez pryzmat cech żeńskich, oblubieńczych i macierzyńskich.
Yves Congar przytacza kilku współczesnych teologów, którzy dostrzegają macierzyńskie cechy Ducha Świętego w Trójcy Świętej immanentnej. A. Lamonnyer stwierdza: „Ze wszystkich Osób Boskich jest On [Duch Święty] Tą, która w sposób bardziej szczególny została nam „dana”. Jest On Darem Bożym par excellence i od tego bierze swe imię. W Trójcy Świętej jest On Miłością; to także jest jedno z Jego imion własnych. Ale te określenia przystoją matce bardziej niż komukolwiek innemu i w jakiś sposób określają matkę. Nikt na ziemi nie jest tak nam „dany” jak nasza matka, i ona uosabia miłość w tym, co jest w niej najbardziej bezinteresowne, wielkoduszne, oddane”36.
Również inni teologowie podkreślają, że z faktu, ze Duch Święty jest Osobową MIŁOŚCIĄ Ojca i Syna wynika, że w Nim bardziej niż w Ojcu i Synu widoczne są cechy kobiece. Maura Böckeler stwierdza, że w Trójcy Świętej Syn – Słowo Ojca (Wort) czeka na odpowiedź – Antwort. Tą odpowiedzią jest miłość, czyli Duch Święty, który wraca do Ojca i dopełnia Triadę. Nawiązując do typologii Metodego z Olimpu Böckeler stwierdza, że tak jak niegdyś Adam otrzymał Ewę, tak na krzyżu i w wydarzeniu Pięćdziesiątnicy nowy Adam-Chrystus otrzymał nową Ewę – Kościół, czyli Ducha Świętego w ludzkiej egzystencji. Kobieta (Kościół – Maryja) jest wielkim symbolem danej Bogu odpowiedzi miłości, którą w samym Bogu jest Duch Święty37.
W podobnym duchu wypowiada się Willi Moll, który stwierdza, że szczególną właściwością Ducha Świętego jest jednocząca miłość i przekazywanie życia. A to właśnie są cechy, którą w najwyższym stopniu posiada kobieta, jako dziewica, oblubienica i matka38.
Interesującą interpretację życia wewnętrznego Trójcy Świętej przedstawił François-Xavier Durrwell. Nazywa On Ducha Świętego Miłością-Osobą, w której to Miłości Ojciec rodzi Syna. A zatem Trzeciej Osobie Boskiej jakby z samej natury rzeczy przysługują cechy macierzyńskie39.
A zatem, wychodząc od typologii Metodego z Olimpu i Ojców Kapadockich, dostrzegających w Ewie typ Ducha Świętego (jeżeli chodzi pochodzenia w Trójcy Świętej), współcześni teologowie coraz wyraźniej dostrzegają, iż cechy kobiece, a zwłaszcza macierzyńskie, bardzo dobrze charakteryzują Osobę i dzieło Trzeciej Osoby Boskiej w Trójcy Świętej immanentnej. On jest jednoczącą MIŁOŚCIĄ Ojca i Syna, On jest ICH WZAJEMNYM DAREM, On jest ODPOWIEDZIĄ MIŁOŚCI Syna na miłość Ojca, On jest OSOBĄ-MIŁOŚCIĄ, w której to miłości Ojciec rodzi Syna. Wszystkie te określenia są cechami, które charakteryzują przede wszystkim kobietę, zwłaszcza matkę.
1.1.2. W Trójcy ekonomicznej
Jeszcze wyraźniej wskazują współcześni teologowie na cechy
macierzyńskie Ducha Świętego w Trójcy Świętej ekonomicznej. Chodzi
przede wszystkim o zaangażowanie Ducha Świętego w realizację tajemnicy
Wcielenia Syna Bożego. Oczywiście nie można ukazywać Ducha Świętego jako
Matki rodzącej Syna i konstruować analogii w odniesieniu do rodziny
ludzkiej: Bóg Ojciec i „Bóg Matka – czyli Duch Święty” rodzą Boga Syna.
Już Święty Tomasz nazwał to niedorzecznością40.
Nie mniej warto zwrócić uwagę na te wypowiedzi współczesnych teologów, w
których dostrzegane są cechy macierzyńskie Ducha Świętego w Jego
działaniu w tajemnicy Wcielenia.Najwyraźniej pisze o tym Yves Congar, który zauważa trzykrotne „macierzyńskie zaangażowanie Trzeciej Osoby Boskiej” w misję Syna w ekonomii zbawienia: „Duch realizuje «po macierzyńsku» plan Ojca u progu nowego stworzenia: zrodzenie Słowa-Syna w ludzkiej naturze (por. Łk 1,35 ), w Jego funkcji mesjańskiej (gołębica unosi się nad Jezusem, kiedy głos Ojca mówi: «Tyś jest moim Synem»), w Jego nowym narodzeniu przez zmartwychwstanie i uwielbienie, w sytuacji człowieczeństwa Syna Bożego (Rz 1,4 w powiązaniu z Dz 13,33; Flp 2,6-11; Hbr 5,5)”41. Ta krótka wypowiedź francuskiego Dominikanina wyraźnie sugeruje, że jego zdaniem, Duch Święty na sposób macierzyński „troszczy się” o Syna w czasie jego ziemskiego życia: nie tylko uczestniczy w Jego poczęciu (por. Łk 1,35), ale także troszczy się także o wykonanie do końca przez Niego misji mesjańskiej. Widać tu wyraźną zbieżność koncepcji Congara z koncepcją „trynitarnej inwersji”, zaproponowaną przez Balthasara, według której Duch Święty w czasie ziemskiego życia Jezusa łączy Go z Ojcem, przekazuję wolę Ojca i umacnia Syna do wykonania zleconej misji aż do końca42.
Henry Manteau-Bonamy w kontekście tajemnicy Wcielenia nazywa Ducha Świętego Miłością Macierzyńską Niestworzoną, która przychodzi do Maryi zrealizować w Niej poczęcie Syna Bożego43. Z kolei François-Xavier Durrwell zaznacza, że macierzyństwo jest właściwością Ducha Świętego. To macierzyństwo Duch Święty najpełniej realizuje poprzez Maryję w tajemnicy Wcielenia. Maryja przyjmuje i wypełnia tę macierzyńską rolę Ducha i staje się Matką Syna Bożego44. Co więcej, zdaniem Durrwella, Duch Święty pełni macierzyńską funkcję w stosunku do Jezusa także w czasie jego ziemskiego życia, bowiem wychowuje i prowadzi Jezusa, a to przecież jest zadanie typowo macierzyńskie45.
1.2. Macierzyństwo Ducha Świętego w stosunku do Kościoła
O ile dostrzeganie macierzyńskich cech Ducha Świętego w Trójcy Świętej
immanentnej i ekonomicznej nie było nigdy tak szeroko eksponowane, to
zdecydowanie częściej w Tradycji Kościoła i współczesnej teologii
dostrzegane jest macierzyństwo Ducha Świętego w stosunku do Kościoła i
poszczególnych chrześcijan.Przede wszystkim należy zwrócić uwagę na fakt, że już sam Chrystus wskazał, że warunkiem osiągnięcia zbawienia jest „narodzenie z wody i Ducha”(J 3,5-6). Zdaniem Laurentin’a na macierzyństwo Ducha Świętego w stosunku do Kościoła wskazuje nie tylko fakt, iż każdy chrześcijanin rodzi się w momencie chrztu świętego „z Ducha i w Duchu”. Francuski teolog dostrzega, przede wszystkim, że „ten macierzyński obraz, uznany przez Tradycję, został zasugerowany przez wydarzenie Pięćdziesiątnicy, kiedy Duch Święty rodzi rzeczywiście Kościół widzialny z jego stu dwudziestoma pierwszymi członkami, którzy wychodzą z zamkniętej izby niby z matczynego łona, śpiewają jednym sercem i jednym głosem, przemawiają, nawracają, chrzczą trzy tysiące pierwszych chrześcijan (Dz 2,41) i nie przestaną już celebrować łamania chleba (Łk 24,35; Dz 2,42), przez które Chrystus i Duch jednoczą Kościół (1 Kor 10,17 i 11,23-26)46. Słusznie Laurentin podkreśla, że to Duch Święty rodzi każdego chrześcijanina „utożsamiając go z Chrystusem i utożsamiając Ich, razem, w jedności ciała Chrystusa”47. To Duch Święty sprawia, że chrześcijanie rodzą się do życia Bożego, apostolskiego, duchowego i charyzmatycznego. Jego działanie w stosunku do chrześcijan nosi więc wszelkie znamiona duchowego macierzyństwa. Jest to jednak macierzyństwo transcendentne, bowiem rodzi ich do tego życia nadprzyrodzonego z wnętrza ich samych48. Dlatego słusznie można nazywać Ducha Świętego Matką Kościoła49.
A zatem skoro można i należy przypisywać Duchowi Świętemu cechy macierzyńskie w stosunku do Wspólnoty wierzących, zapytajmy o to, jakie to są cechy i w jakie sposób Duch Święty je realizuje? Wydaje się, że tak jak w rzeczywistości ziemskiej misja matki polega przede wszystkim na: zrodzeniu i obdarowaniu dzieci życiem, odżywianiu ich, nauczaniu i wychowywaniu oraz wstawianiu się za dziećmi u Ojca i obronie ich przed niebezpieczeństwem, tak można zauważyć, że tę samą misję wypełnia Duch Święty w stosunku do Kościoła. Poniżej pokrótce zostaną omówione te działania Boskiego Parakleta w stosunku do Wspólnoty wierzących.
1.2.1. Obdarowywanie życiem
Jak to już zostało zauważone powyżej podstawowym macierzyńskim zadaniem
Ducha Świętego jest obdarowywanie chrześcijan i całego Kościoła życiem
nadprzyrodzonym, czyli życiem w stanie łaski uświęcającej50.
Nie tylko zrodzenie Kościoła w dniu Pięćdziesiątnicy można porównać do
wyjścia dziecka z łona matki na świat. Każdy chrzest jest zrodzeniem
człowieka do nowego życia w Chrystusie. To zrodzenie dokonuje się w
Duchu Świętym i dzięki Duchowi Świętemu. Gest zanurzenia człowieka w
wodach chrztu świętego nie tylko symbolizuje zanurzenie w śmierci i
zmartwychwstaniu Chrystusa. On pokazuje także , że od tej chwili nowy
chrześcijanin powinien żyć jakby zanurzony „w Duchu Świętym”. Duch
Święty staje się jakby nowym środowiskiem życia, w którym winien żyć
chrześcijanin51. Chrześcijanie żyją w Duchu Świętym jak dziecko w łonie matki52.To życie łaski, życie nadprzyrodzone jest przywracane i przekazywane chrześcijanom także poprzez sakramenty, zwłaszcza sakrament pojednania. W tym kontekście papież Jan Paweł II nie wahał się nazwać Ducha Świętego „Niewidzialnym Szafarzem życia”53. Każdy kto doświadczył grzechu śmiertelnego, i kto w sakramencie pojednania spotyka się z Miłosierdziem Boga, czuje, że odzyskuje nowe życie, życie nadprzyrodzone, życie w stanie łaski. Sakramenty, a w sposób szczególny sakrament pojednania jest zrodzeniem na nowo „w Duchu Świętym”54. Boski Paraklet wlewając w ludzkie serca swoją łaskę, jak Matka ofiarowuje nam nowe życie.
1.2.2. Karmienie: Słowo Boże i Ciało Pańskie
Tym co powoduje wzrost Kościoła oraz wzrost duchowy każdego
chrześcijanina jest karmienie się Słowem Bożym i przyjmowanie
sakramentów. Najpełniej dostrzegamy to w Eucharystii, gdzie dla
wspólnoty wierzących jest zawsze przygotowany i zastawiony podwójny
stół: Stół Słowa i stół Ciała i Krwi Pańskiej. Przyjmowanie tego
podwójnego pokarmu jest niezbędne, aby chrześcijanin i Kościół nie tylko
wzrastał, ale po prostu żył życiem Bożym55.Tak jak niezbędny jest pokarm dla podtrzymania życia biologicznego, tak również niezbędny jest pokarm dla podtrzymania życia duchowego. Tymi, którzy karmią nas w naszej drodze do domu Ojca są Chrystus i Duch Święty. Gdy wierni korzystają ze stołu Słowa Bożego „Duch Święty udziela czytającym i słuchającym duchowego rozumienia Słowa Bożego, według dyspozycji ich serca […]. Przez zbawcze bowiem słowo rodzi się wiara w sercach… To Duch Święty daje łaskę wiary, umacnia ją i sprawia jej wzrost we wspólnocie”56. Jest więc Duch Święty jakby Matką, która Słowem Bożym karmi swe dzieci i powoduje ich wzrost, poprzez wzrost wiary w ich sercach.
Podobnie Duch Święty buduje Kościół przez liturgię i sakramenty. To jego dzieło można porównać do karmienia Kościoła pokarmem duchowym, którym jest przede wszystkim Eucharystia. Francesco Lambiasi nazywa Eucharystię pokarmem [dawanym przez] Ducha Świętego57. W Eucharystii nie tylko bowiem działa Syna Boży, ale także Duch Święty. To Boski Paraklet poprzez modlitwę Epiklezy sprawia, że chleb i wino stają się Ciałem i Krwią Chrystusa. To również On przybywa do naszych serc i je przemienia, dlatego każdą Eucharystię można jego zdaniem nazwać „przedłużeniem Pięćdziesiątnicy”58.
1.2.3. Uczenie i wychowywanie
Sam Chrystus nazwał Ducha Świętego „Duchem prawdy”, który Ma
doprowadzić jego uczniów do pełni prawdy i wszystkiego ich nauczyć (por.
J 14, 26; 16, 13). Podstawowym zatem zadaniem Ducha Świętego jest misja
nauczania59.
Nauczanie jest też jedną z podstawowych funkcji, jaką od początku życia
dziecka spełnia w stosunku do niego jego matka. Można zatem śmiało
powiedzieć, że Duch Święty spełnia w stosunku do Kościoła macierzyńską
funkcję nauczania. Coraz częściej we współczesnej teologii ta misja
nauczania określana jest także jako misja wychowawcza, czy formacyjna.
René Laurentin tak to syntetycznie ujmuje: „Niektórzy autorzy wolą
mówić: Duch Święty, «Matka Kościoła». W ten sposób pokazuje się to, co
poprzednia metafora [«dusza Kościoła» – przyp. moje G.B.] przesłaniała:
niezbywalną tożsamość osób, które tworzą Kościół. Duch Święty nie
unicestwia, lecz pobudza i ożywia ich osobowość, tak jak czyni matka,
która wychowuje swoje dzieci do ich własnej autonomii i uczy je latać na
ich własnych skrzydłach”60.
Podobnie o tej misji Ducha Świętego pisze F. X. Durrwell, który
stwierdza, że Boski Paraklet prowadzi chrześcijan, wychowuje ich,
opiekuje się nimi i pociesza, jak matka swoje dzieci61.
Najpełniej na temat „wychowawczych zadań Ducha Świętego” pisze Yves
Congar. Jego zdaniem w wychowaniu, które jest nam konieczne, Duch Święty
pełni rolę matki. On uczy nas rozpoznawać w Bogu naszego Ojca, a w
Chrystusie naszego Brata. Uczy nas praktykowania cnót i żyć w stanie
łaski. To jego nauczanie dokonuje się nie tyle w sposób intelektualny,
ale przede wszystkim emocjonalny i przez codzienną Jego obecność w
naszych sercach62.
1.2.4. Wstawianie się za nami u Ojca
Jedną z cech matki jest to, że wstawia się ona za swoimi dziećmi u
ojca, zwłaszcza w tych momentach kiedy dzieci zrobią coś złego. Matka
już z natury jest bardziej czuła i skłonna do przebaczenia swoim
dzieciom. Tę samą cechę „wstawiania się za nami u Ojca” dostrzegamy w
misji i posłannictwie Ducha Świętego. Już sam Chrystus nazywając Ducha
Świętego Parakletosem (czyli Rzecznikiem, Orędownikiem i
Adwokatem, por. J 14,16; 15,26; 16,7) wskazuje, że misją Ducha jest
przede wszystkim wstawianie się za chrześcijanami u Ojca63.O tej wstawienniczej misji Ducha pisze także św. Paweł: „Podobnie także Duch przychodzi z pomocą naszej słabości. Gdy bowiem nie umiemy się modlić tak, jak trzeba, sam Duch przyczynia się za nami w błaganiach, których nie można wyrazić słowami” (Rz 8,26)64. W innym miejscu zaś święty Paweł dodaje: ”Na dowód tego, że jesteście synami, Bóg wysłał do serc naszych Ducha Syna swego, który woła Abba, Ojcze!” (Gal 4,6). A zatem Duch Święty wspiera naszą ludzką słabość, czyni nas dziećmi Bożymi i „przyczynia się za nami” u Ojca.
1.2.5. Ochranianie
Zadaniem rodziców (także matki) jest również ochranianie swoich dzieci
(zwłaszcza, gdy są małe) i troska o to, aby nie stało się im nic złego, a
więc obrona przed różnego rodzaju niebezpieczeństwami. Podobną misji
spełnia Duch Święty w stosunku do Kościoła i poszczególnych chrześcijan.
Bardzo wyraźnie ukazał tę misję kard. Józef Ratzinger w swoim Raporcie na temat wiary z
roku 1984. Kardynał przypomniał, że największe niebezpieczeństwo grozi
Kościołowi i każdemu chrześcijaninowi) ze strony głównego przeciwnika
Boga – szatana. Natomiast „rzeczywistym przeciwstawieniem demonów jest
Trzecia Osoba Trójcy Przenajświętszej, to znaczy Duch Święty”65.
Kardynał wyjaśnił tę tezę w następujący sposób: „Szatan jest w pełnym
tego słowa znaczeniu sprawcą podziałów – kimś, kto niszczy wszelkie
relacje: te, które człowiek ma sam ze sobą, i te, które ma z innymi
ludźmi. Jest on więc najdokładniejszym przeciwieństwem Ducha Świętego,
tego «Pośrednika absolutnego», zapewniającego ten związek, na którym
opierają się wszystkie inne i z którego też wszystkie wynikają: związek
trynitarny, w którym Ojciec i Syn są jednym, jeden Bóg w jedności Ducha”66.
Z tej wypowiedzi obecnego papieża możemy wywnioskować, że najlepszym
Obrońcą przeciw destrukcyjnej działalności szatana, prowadzącej do
podziałów między człowiekiem i Bogiem i między ludźmi jest Duch Święty,
który łączy nie tylko Osoby Boże w Trójcy Świętej, ale także nas z Panem
Bogiem i nas między sobą. Oddanie się więc kierownictwu Ducha Świętego
pozostawanie pod jego kierownictwem i opieką jest najlepszym gwarantem
bezpieczeństwa przed pokusami i atakami szatana.Podsumowując możemy stwierdzić, że Duch Święty posłany Kościołowi po zmartwychwstaniu i wniebowstąpieniu Chrystusa prowadzi i uświęca Kościół podczas jego pielgrzymki do domu Ojca, będąc drugim Pośrednikiem i Parakletem realizującym i kontynuującym dzieło zbawcze Syna Bożego. Wśród wielu zadań realizowanych przez Ducha Świętego wiele z nich nosi znamiona troski macierzyńskiej o Kościół i poszczególnych chrześcijan.
Całość - tutaj:
http://ptm.rel.pl/index.php?option=com_content&view=article&id=14:macierzynstwo-maryi-w-duchu-swietym&catid=10&Itemid=134
Artykuł powyższy, zdobyty na forum www.katolik.pl jest jak olśnienie, nie zdawałem sobie sprawy, jak bardzo daleko zaszedł Kościół Katolicki w rozumieniu Ducha Świętego, choćby wśród uczonych mariologów. Artykuł napełnia szczęściem świadomości, że w Kościele nie brakuje uznanego miejsca dla żeńskości, ani w Bogu samym, ani w Stworzeniu. Bo przecież ten brak był w tradycyjnej nauce Kościoła bardzo dotkliwy. Ostatnie dwa ogłoszone w Kościele dogmaty dotyczą ludzkiej osoby Maryi, jednak nie dotykają żeńskiego pierwiastka istoty Boga, mimo, że od pewnych atrybutów osoby Maryi, do Boskiej Osoby Ducha Świętego jest już bardzo blisko.
A przecież wszystko co stworzone posiada ten niezwykły aspekt nakładającej się, przelewającej się i wzajemnie owocnej męskości i żeńskości. Szczególnym przykładem takiego męsko - żeńskiego stworzenia jest człowiek, w którym męskość i żeńskość jest wprawdzie ostro zarysowana przez płeć, jednak do formalnej płci nie jest ograniczona. Poprzez złożony układ hormonalny, każdy człowiek przejawia złożoność i wzajemne przenikanie i uzupełnianie się męskości i żeńskości w indywidualnej osobie.
Jakże mógłby być człowiek tak stworzony, przecież na obraz i podobieństwo Boże, gdyby sam Stwórca nie przejawiał takiego właśnie charakteru, złożonej, wzajemnie przenikającej się i owocnej męskości i żeńskości?
Warto było mi wstąpić na to forum, choćby tylko dlatego, by móc dowiedzieć się i upewnić, że ważny aspekt żeńskości Istoty Boga nie został w Kościele przeoczony. To kolejny dowód, że aby znaleźć prawdę o Bogu, nie trzeba uciekać się do religii wschodnich, że wystarczy podjąć dość głębokie studia nad chrześcijaństwem. Inna rzecz, że sami chrześcijanie rzadko mają głęboką świadomość i przemodlenie szczegółów własnej wiary. Jednak to temat na inne opowiadanie.
Mówi mały kwiatek:
Dla mnie Duch Święty jest Osobową Miłością, Źródłem Życia.
Kto szuka w Bogu żeńskiego pierwiastka, znajdzie go właśnie w Duchu Świętym. Jednak rozwijanie tej interpretacji z pewnością wykracza poza klasyczne, katolickie pojmowanie chrześcijańskiego Boga JAHWE.
Duch Święty zapewnia wszechobecność Boga, on przenika wszystko co jest stworzone, by podtrzymywać w stworzeniu życie, a w stworzeniu nieożywionym integralność istnienia. Źródło Życia jest Osobową Miłością emanującą na wszystko stworzenie, nadającą mu sens istnienia, nadającą stworzonemu człowiekowi radość świadomości Dziecka Bożego. Można powiedzieć, że Duch Święty jest Boską Matką, która w miłości nosi swe dziecię, a gdy je porodzi daje mu ciało z ciała swego. Dlatego Duch Święty jest Tym, z którego poczęła Maryja Syna Bożego. Bo to Matka, z woli Ojca poczyna Syna.
Stworzenie ma początek, i zanim powstało, Duch Święty unosił się ponad wodami w przestrzeni wypełnionej chaosem. Duch Święty nie był sam, lecz trwał nieskończenie długo w miłosnej relacji z Bogiem Ojcem i z Synem Bożym, zrodzonym a nie stworzonym, współistotnym Ojcu. Tą współistotność zapewnia Duch Święty, który przechowuje Tajemnicę Miłości Ojca i Syna.
To z tej niezwykłej odwiecznej relacji miłosnej trzech Osób Boskich emanowała Miłość, która uporządkowała chaos bezistnienia, dając początek Stworzeniu i ciągle podtrzymując w Boskiej Miłości jego istnienie, życie i ciągłą transformację w kierunku świadomości bycia Dziećmi Bożymi...
Kto szuka w Bogu żeńskiego pierwiastka, znajdzie go właśnie w Duchu Świętym. Jednak rozwijanie tej interpretacji z pewnością wykracza poza klasyczne, katolickie pojmowanie chrześcijańskiego Boga JAHWE.
Duch Święty zapewnia wszechobecność Boga, on przenika wszystko co jest stworzone, by podtrzymywać w stworzeniu życie, a w stworzeniu nieożywionym integralność istnienia. Źródło Życia jest Osobową Miłością emanującą na wszystko stworzenie, nadającą mu sens istnienia, nadającą stworzonemu człowiekowi radość świadomości Dziecka Bożego. Można powiedzieć, że Duch Święty jest Boską Matką, która w miłości nosi swe dziecię, a gdy je porodzi daje mu ciało z ciała swego. Dlatego Duch Święty jest Tym, z którego poczęła Maryja Syna Bożego. Bo to Matka, z woli Ojca poczyna Syna.
Stworzenie ma początek, i zanim powstało, Duch Święty unosił się ponad wodami w przestrzeni wypełnionej chaosem. Duch Święty nie był sam, lecz trwał nieskończenie długo w miłosnej relacji z Bogiem Ojcem i z Synem Bożym, zrodzonym a nie stworzonym, współistotnym Ojcu. Tą współistotność zapewnia Duch Święty, który przechowuje Tajemnicę Miłości Ojca i Syna.
To z tej niezwykłej odwiecznej relacji miłosnej trzech Osób Boskich emanowała Miłość, która uporządkowała chaos bezistnienia, dając początek Stworzeniu i ciągle podtrzymując w Boskiej Miłości jego istnienie, życie i ciągłą transformację w kierunku świadomości bycia Dziećmi Bożymi...
Rozwija się dalsza dyskusja:
http://www.dyskusje.katolik.pl/viewtopic.php?f=15&t=19362&start=420
niedziela, 15 lipca 2012
Dziwny jest ten świat
Muzyka: Czesław Niemen
Tekst: Czesław Niemen
Oryginalne wykonanie: Czesław Niemen (Opole 1967) Tu nagranie płytowe
Dziwny jest ten świat,
gdzie jeszcze wciąż
mieści się wiele zła.
I dziwne jest to,
że od tylu lat
człowiekiem gardzi człowiek.
Dziwny ten świat,
świat ludzkich spraw,
czasem aż wstyd przyznać się.
A jednak często jest,
że ktoś słowem złym
zabija tak, jak nożem.
Lecz ludzi dobrej woli jest więcej
i mocno wierzę w to,
że ten świat
nie zginie nigdy dzięki nim.
Nie! Nie! Nie!
Przyszedł już czas,
najwyższy czas,
nienawiść zniszczyć w sobie.
Lecz ludzi dobrej woli jest więcej
i mocno wierzę w to,
że ten świat
nie zginie nigdy dzięki nim.
Nie! Nie! Nie!
Przyszedł już czas,
najwyższy czas,
nienawiść zniszczyć w sobie.
*************************************************************************************
Może najbardziej oryginalna piosenka PRL, utwór który Czesław Niemen nieco schował przed cenzurą, zanim piosenkę wykonał na żywo na festiwalu w Opolu. Potem wybuchł skandal, jednak było za późno, a piosenka wywołała tak wielki aplauz społeczny, że Niemenowi musiano przyznać nagrodę i uczyniono to. To była jedna z nagród dodatkowych. Zaproszono również Niemena do Sopotu, skąd pochodzi niniejsze nagranie. O tej piosence zaczęto pisać w ówczesnych mediach, bo nie była ona zwykłym przebojem, niosła niezwykłe wówczas treści pokojowe i wolnościowe. A trzeba pamiętać, że to był czas na zaledwie kilka miesięcy przed marcem 1968 w Polsce i Wiosną Ludów 1968 we Francji, o czym traktuje między innymi film Mourir d'aimer z Annie Girardot i Bruno Pradal. Można powiedzieć, że wybuch prawdy, wolności, pokoju i miłości pod koniec lat 60 - tych w całej Europie, zainicjował ten skromny człowiek, który nazywał się Czesław Niemen.
Piosenka była tak niezwykła i trudna do wyśpiewania, że przez wiele lat nie odważył się niemal nikt jej śpiewać po Niemenie. Był jednak wyjątek. W 1971 na festiwal w Sopocie przyjechała 25 letnia wówczas piosenkarka bułgarska Pasza Christova i zaśpiewała tę piosenkę. Pamiętam jak dziś to wykonanie. Chciało się stanąć na baczność. W jej wykonaniu było coś podniosłego, to był hołd dla jakichś ludzi poświęcających się wielkiej sprawie pokoju. Wykonanie budziło szacunek. Było bezbłędne muzycznie, wyakcentowane wszystko było do końca i wszystkie nuty były wyśpiewane jak na egzaminie szkolnym. A jednak całość nie była szkolna - była wielka.
Piosenkarka przypominała jakąś niezwykłą kosmitkę, która przyleciała powiedzieć nam coś bardzo ważnego i miała za chwilę odlecieć z powrotem. Jej wykonanie było o tyle niezwykłe, że w ogóle nie przypominało wykonania Niemena.
Jury doceniło Paszę i przyznało jej I nagrodę za wykonanie piosenki Dziwny jest ten świat.
Jeszcze w tym samym roku 21 grudnia 1971 Pasza Christova zginęła w katastrofie samolotowej w Bułgarii. Była u szczytu sławy. Była też w 2 - gim miesiącu ciąży. Do dziś nie ustalono faktycznych przyczyn katastrofy rosyjskiego samolotu IŁ18, wszystkie materiały dotyczące tego zdarzenia zostały w Bułgarii utajnione. Krążą niepotwierdzone informacje, że katastrofa była zamachem o podłożu politycznym (przemyt broni na Bliski Wschód.
Miałem i mam wrażenie, że Pasza Christova żyła po to, by zaśpiewać ludziom tę właśnie piosenkę.
Dodane 19.06.2013.
I jeszcze jedno niezwykle ciekawe nagranie. Opole 2013.
Śpiewają Natalia Niemen i Czesław Niemen.
Wielki szacun.
piątek, 13 lipca 2012
Nie umierajcie z miłości
Ten film obejrzałem mając 18 lat - pozostał w mojej pamięci na całe życie. Grali Annie Girardot i Bruno Pradal. Głos Annie Girardot podkładała Elżbieta Kępińska, która z tego dubbingu zrobiła niezapomnianą kreację, Rzecz była o Wolności, Miłości i Śmierci.
Bardzo długo układałem sobie ten film w swojej duszy. I poukładałem:
Nie wolno umierać z miłości - NIGDY!
Takie przesłanie z tego filmu zostało mi na cale życie.
I postanowiłem tak żyć, by jeśliby koło mnie coś takiego było, to abym do tego nie dopuścił.
I tak się stało że najczęściej sam umierałem z miłości ...
I mało kogo to obchodziło.
Dziś, oboje aktorzy tego prawdziwego dramatu już nie żyją naprawdę.
A przesłanie - żyje. Myślę, że to ono pozwoliło mi przeżyć dość długie życie. Bo gdy przychodził kryzys życia, podświadomość przypominała: Nie wolno umierać z miłości!
Nawet gdy miłość nie znajduje swego naturalnego ujścia w relacji związku, trzeba z miłości wyprowadzać życie, a nie śmierć. Bo śmierć człowieka kochającego jest zwycięstwem nienawiści nad miłością. A do tego nie możemy dopuszczać. Ze wszystkich sił swoich, z całej duszy swojej i z całego serca swojego ...
czwartek, 14 czerwca 2012
I Never Forget You
We said that we were meant to be
That we were each other's destiny
And now we faded away
Maybe it's too late
Now it's time for us to get it straight
I'll never forget you but I'll be gone
I'll always respect you and life goes on
I'll never forget you, I'll never forget you
I'll hold on to the memory
Now that you and I are history
And why we will never know
Sometimes you let go
What you used to keep within your soul
I'll never forget you but I'll be gone
I'll always respect you and life goes on
I'll never forget you, I'll never forget you
Our moments together
I will keep them forever
Our hearts might surrender
I'll never forget you but I'll be gone
I'll always respect you and life goes on
I'll never forget you, I'll never forget you
sobota, 2 czerwca 2012
Z poezji najnowszej
Bez tytułu
kłamstwo i oszczerstwo
można zasypać i ugnieść butami
jednak na tym gruncie
nie zbudujesz nic trwałego
to co spróbujesz zbudować
rozpadnie się w pył
od podziemnych wstrząsów
jeszcze gorsze jest
budowanie na zabójstwie
i na zadawaniu cierpienia
Matka Ziemia
nie przyjmuje
wypluwa to co złe
na zewnątrz
Martin, 29.08.2010
Radość istnienia
zanurzony w przestrzeni
nie ma już czasu i nie ma odległości
jestem Jam Jest
Jam Jest
Tu i Teraz
czyli Zawsze i Wszędzie
JAM JEST
dotykam Ziemi
zagłębiam się w jej matczyne ciepło
rodzice pieszczą moje stopy i błogosławią mi
napełniam się iskrą życia
iskra biegnie od stóp do głowy
i dalej w Niebo
moje ciało drży
mam ważną misję
to ja łączę Ziemię i Niebo
drżę pulsując falą energii
płynącą raz z dołu do góry
a raz z góry w dół
odczuwam Wszystko Co Jest
drżę czując radość
radość istnienia
radość Jedności Wszystkiego
wszystkiego co jest
Po prostu JEST
Martin, 21.01.2010
Subskrybuj:
Posty (Atom)